Dziś post na szybko, bo zdjęcia pochodzą z dzisiejszego spacerku. Nadchodzący tydzień z racji urodzin należał będzie w całości do Jusi, dlatego jeszcze tego ostatniego dnia września Hania. 13 stopni, bezchmurne niebo, cudownie rozpromienione słońce i ... przeszywający lodowaty podmuch wiatru. A tu za nim wejdziemy do parku trzeba przejść przez Błonia, na których gorzej niż w kieleckiem :) Spacer rozpoczęłyśmy w wełnianej budrysówce i w czapce, która miała dotrwać do zimy. W plecaku dodatkowo ponczo, beret, bawełniana czapka, wełniany szalik, herbata z sokiem malinowym w termosie i zbożowe ciasteczka. I oczywiście kilka opakowań chusteczek do nosa. Stety, niestety oprócz bawełnianej czapeczki przydało się wszystko, choć powrót do domu( z wyjątkiem przejścia przez Błonia) udał nam się w samych swetrach. Hania wracała mega zadowolona z kasztanami w rączkach, w dodatku z przeświadczeniem, że zaliczyłyśmy piknik.